RSS
Ten blog jest zamknięty.

Maleństwo wyrosło i nie jest już maleństwem.

Pozostawiam tę stronę jako pamiątkę.
Mama Kangurzyca

21 października

No! W końcu udało nam się obejść Dom Pomocy Społecznej po trochę krótszej trasie niż poprzednio. I to właściwie przypadkiem. Ale po kolei.

Naszą podróż zaczęliśmy od ulicy Kilińskiego. Jak zwykle moją uwagę zwróciły stare drewniane domy. Jeden jest w całkiem niezłym stanie i ma uroczą drabinę na dachu. Drugi to malownicza rudera.



Minęliśmy DPS, ale nie poszliśmy Poniatowskiego, jak poprzednio, a Rencistów a potem wąską dróżką między płotami. O taką:



Po lewej stronie mijaliśmy teren DPS-u, po prawej doszliśmy do Stadionu Miejskiego.




Na terenie DPS-u zobaczyłam niewielki cmentarzyk z drewnianymi krzyżami. Ciekawa jestem z jakiego okresu pochodzi.



Ścieżka doprowadziła nas do ulicy Dziennikarskiej, a z niej weszliśmy w krótką uliczkę, chyba bez nazwy, wyglądającą o tak:



Uliczka się szybko skończyła, ale dalej prowadziła wydeptana ścieżka prowadząca do skarpy i dalej między posesjami. Z wózkiem bym na tę skarpę na pewno nie weszła. W takich chwilach czuję jaką mi chusta daje swobodę.



Dróżka wyprowadziła nas z powrotem na Poniatowskiego. "Ujście" ścieżki do ulicy wygląda jak na poniższym zdjęciu. Idąc od tej strony nie domyśliłabym, że to przejście prowadzi gdzieś dalej niż do głębiej położonej posesji.



Dalej poszliśmy Sienkiewicza. I teraz dowód, że moją uwagę zwracają nie tylko drewniane rudery. Spodobał mi się ten nowoczesny dom




20 października

Dzisiaj padało, ogarnął nas leń i przeszliśmy się tylko po warzywka, na bazarek i z powrotem. Dawno nie byłam na bazarku, więc zamurowało mnie, gdy zobaczyłam co się z nim dzieje. Znikają stare drewniane budki takie jak te



A zamiast tego będą takie blaszaki:


Sama nie wiem co o tym myśleć, niby będzie cieplej i nie będzie padać na głowę, ale jakoś klimat bazarkowy ucieka.
Dzisiejsza jakże długa (1.84 km) trasa:

15 października

Wyglądana to, że resztki po koszarowcu stają się motywem przewodnim tego bloga. Dzisiaj jak zobaczyłam je z daleka przykryte resztką śniegu, to nie mogłam się oprzeć, żeby nie zrobić im zdjęcia. Tym razem z bliska.




Potem skorzystaliśmy ze skrótu, który wydeptali (chyba) mieszkańcy Witusia i właściciele psów. A dalszy nasz spacer był niczym u Tolkiena - "tam i z powrotem" przez Bankówkę.

Na Wojska Polskiego na odcinku, gdzie jest zakaz ruchu, przykuły moją uwagę progi zwalniające. Wyglądają tam dość absurdalnie. No bo po co progi, skoro jest zakaz ruchu? No i przede wszystkim po co progi, skoro jezdnia składa się niemal wyłącznie z dziur i pagórków?

.



13 października

 Mieliśmy się przejść obejrzeć Dom Pomocy Społecznej, bo na Wikipedii jest on wymieniony jako jeden z dwóch zabytków Zielonki. A wyszła nam sześciokilometrowa wyprawa aż do... Ale o tym później.

Aby dojść do DPS-u ruszyliśmy ulicą Skorupki.




Przy okazji, dzięki uważnej obserwacji otoczenia, odkryłam jak ta ulica nazywała się za dawnych niedobrych czasów.

 

Na samym końcu Skorupki natknęliśmy się na dwa śliczne drewniane domy stojące naprzeciwko siebie. Jeden niestety nieco zepsuty przez siding i talerze telewizji satelitarnej.



Doszliśmy do tymczasowego celu naszej podróży, ale za dużo się z zewnątrz nie udało uchwycić z tego budynku. Widać, że interesujący, widać, że neogotycki. I to wszystko.



Potem coś we mnie wstąpiło i stwierdziłam, że pójdziemy dalej i może uda nam się obejść teren DPS-u z drugiej strony. Poszliśmy jednak bardzo dziwnie.

Na początku okrążyliśmy gimnazjum i OKiS, akurat trafiając na polekcyjny "wysyp" uczniów ze szkoły. Czym prędzej oddaliliśmy się stamtąd skręcając w Słowackiego. Przeszliśmy mostem przez Długą przy okazji dowiadując się do kogo należy rzeka. Zawsze wydaje mi się dziwne, że rzeka może do kogoś należeć, nawet jeśli jest to Skarb Państwa. Ponoć Długa jest najbardziej zanieczyszczoną rzeką w powiecie. Na szczęście na tym odcinku nie było tego widać.



Po przejściu przez most Słowackiego przeszła w Ossowską. Po jakimś czasie podążania nią powitał nas taki znak



A za nim taki widok



 To powinno mi chyba dać do myślenia, czy by czasem nie zawrócić do cywilizacji, ale nie dało. W efekcie przeszliśmy całą Ossowską. Pomijając nawierzchnię, nie jest ona taka brzydka. W dalszej jej części jest trochę domów, siedzib firm i pola (nawet z dwiema krowami). Co do siedzib firm to mieści się tam jedna, która zajmuje się wywozem śmieci. Przed jej terenem widać np. śmietnice wyrzucone na śmieci, co w sumie dość śmiesznie wygląda.



Inna firma ma bardziej gustowną dekorację, chociaż pewnie też związaną z jej działalnością.



Wracając do trasy naszej wyprawy, to szliśmy sobie tą Ossowską i szliśmy, aż w końcu zobaczyliśmy to



No i nie pozostało nam nic innego niż najkrótszą drogą wrócić do domu.

12 października

W dzisiejszy dżdżysto-jesienny dzień pochodziliśmy po osiedlu wojskowym, czasem zwanym osiedlem Poligon. Jest to jedno z tych dziwacznych osiedli, gdzie znajomość numeru domu nie wystarcza do tego, aby trafić tam gdzie się chce. A to dlatego, że całe osiedle, złożone z kilkunastu bloków, ma ten sam numer. Znając numer bloku lub mieszkania już jest trochę lepiej, ale też niedużo, bo bloki nie stoją tak jakby ich numery na to wskazywały. Numery bloków pochodzą od tego, który blok kiedy został wybudowany a nie gdzie stoi.

Ze względu na kiepską pogodę niektóre zdjęcia mi zupełnie nie wyszły. Dlatego tym razem nie pokażę nieczynnej fontanny ani paru innych ciekawych elementów tego osiedla.

Jak wcześniej wspomniałam bloki na tym osiedlu powstawały w różnym czasie. Są tu ceglane bloki z głębokiego PRL-u, bloki z wielkiej płyty z lat siedemdziesiątych i bloki współczesne. Ten z ostatniego zdjęcia jeszcze nie został oddany do użytkowania. Część z tych starszych bloków jest ocieplona i odmalowana i przez to nie odróżnia się tak bardzo od tych nowych. Natomiast część jest wyremontowana tylko częściowo (tylko ściany szczytowe) lub wcale i na tych blokach widać jeszcze na przykład dziwną mozaikę jaką była pokryta wielka płyta, z której tu budowano.


Jak na blokowisko, to osiedle jest całkiem przyjemne. Między blokami jest dużo zieleni z placami zabaw dla dzieci. Jak Maleństwo nieco podrośnie, to pewnie będziemy tu często przychodzić.

 

Nie jest też tutaj tak jak na nowobudowanych osiedlach, że buduje się tylko bloki mieszkalne a o resztę infrastruktury nikt się nie martwi. Jest tutaj budynek, w którym znajdują się różne sklepy, siłownia, grota solna i pewnie jeszcze coś, co przeoczyłam.



Jeszcze kiedyś był w tym budynku bar, ale teraz pozostały po nim już tylko powybijane szyby.
 

Na obrzeżach osiedla jest też przedszkole



i garaże. Swoją drogą patrząc na te garaże człowiek zastanawia się ile odcieni zielonego może istnieć. Bo na tych drzwiach żaden się nie powtarza.

 

Jeszcze z ciekawych rzeczy jakie zauważyłam - studnia głębinowa.

 
 

Osiedle Poligon graniczy z wspominanym już tutaj wcześniej zburzonym koszarowcem. W płocie pomiędzy tymi terenami są dwie furtki. Do jednej jest doprowadzona ścieżka z kostki brukowej. Ale wszyscy używają tej drugiej.
 

Skorzystaliśmy z niej i my i w ten sposób mamy zdjęcia pokoszarowej hałdy cegieł zrobione od drugiej strony niż poprzednio.



9 października

Między osiedlem Poligon a koszarowcem z wczorajszego postu jest teren, na którym miało powstać nowe osiedle. Miało, ale przez ostatnie kilka lat poza wielkim banerem stojącym wśród chwastów nic na to nie wskazywało. A dzisiaj nawet baner nieco spuścił z tonu.

 

Większość trasy dzisiejszej wyprawy to ulica 11 listopada na Bankówce. Na samym jej początku jest budynek przemysłowy, na którego terenie leży mnóstwo malowniczych skrzyń. Ciekawa jestem co się w nich znajduje i czy kiedykolwiek zmieniają one swoje położenie. Ilekroć tamtędy przechodzę to mam wrażenie, że ciągle są te same i w tych samych miejscach.





Przy 11 listopada mieści się też filia biblioteki miejskiej. Ze względu na wymiary siedziby określenie "biblioteczka" idealnie tu pasuje. Jak tylko skończą mi się książki czekające na przeczytanie to będę musiała się tam wybrać.




Po przejściu całej 11 listopada skusiła mnie ścieżka biegnąca wzdłuż nieużywanych torów kolejowych.



 

Wracaliśmy trochę tą ścieżką a trochę ulicą Okrzei. Na tej ulicy zmieniło się moje wyobrażenie o skrzyżowaniach dróg równorzędnych. Zawsze myślałam, że to bardzo rzadki obecnie typ skrzyżowania i jak się zdarzy jedno to już wielkie dziwowisko jest. Ale jak widać w tej okolicy to nie taka znowu rzadkość.

 

I tak na koniec w ramach złotej polskiej jesieni: