RSS
Ten blog jest zamknięty.

Maleństwo wyrosło i nie jest już maleństwem.

Pozostawiam tę stronę jako pamiątkę.
Mama Kangurzyca

25 listopada

Od kiedy pierwszy raz byłam w Zielonce fascynuje mnie urowerowienie tego miasta. Na rowerach jeżdżą tu wszyscy - od przedszkolaków po staruszków. Do tego widać, że miasto wspiera tę formę komunikacji. Dowodem na to jest istnienie Miejskiego Szlaku Rowerowego. Ponoć gdy zostanie wyremontowany przejazd przez tory i wybudowany tam wiadukt to ścieżka rowerowa też jest przewidziana. Niby to żadne halo, bo tak powinno być standardowo. Ale to jedyny taki projekt w okolicy. W innych nikt o tym nie pomyślał.

Na dzisiejszy spacer wymyśliłam sobie właśnie przejście po trasie Miejskiego Szlaku Rowerowego.

Początek trasy - ulica Staszica przy szkole podstawowej. Ale zanim tam doszliśmy to na Wyszyńskiego rzucił mi się w oczy mały absurd. Firma oferująca usługi BHP reklamuje się na domu, którego dach na pewno przepisów BHP nie spełnia.



A oto i początek Szlaku na Staszica



Aby rzetelnie przejść całą trasę skręciliśmy i przeszliśmy Skorupki od Staszica do Kolejowej i z powrotem.

Dalej na Staszica kolejny absurd. Firma sprzedająca drzwi antywłamaniowe w swoim sklepie ich nie używa. Zamiast na drzwi antywłamaniowe postawili na potężną kłódkę.



Ścieżka rowerowa jest na tej ulicy wyznaczona kosztem jednego pasa ruchu. Jednak nie wszyscy rowerzyści chcą z niej korzystać. Na zdjęciu poniżej ścieżka rowerowa jest po prawej stronie, po lewej jest jezdnia.



A tak się ta ścieżka kończy. Szlak rowerowy biegnie dalej aż do końca ulicy.



My dalej szliśmy razem ze Szlakiem. Leśną a potem Słowackiego aż do Literackiej.



Na jednym domu na początku Literackiej zainteresował mnie pewien szczegół. Chodzi mi o znak na prawo od lampy. Czyżby był to dom lotnika?



Na Literackiej podobnie jak na Staszica kosztem jednego pasa ruchu jest wydzielona ścieżka rowerowa.



I tak się to kończy przy skrzyżowaniu z Wyszyńskiego.



Gdy doszliśmy do tego końca zawróciliśmy, bo został nam jeszcze kawałek Szlaku do przejścia na Skorupki.



Doszliśmy tą ulicą do Kolejowej i pożegnaliśmy się z Miejskim Szlakiem Rowerowym.

Dzisiejsza trasa 2,7 km

6 listopada

Dzisiaj było krótko. Padła mi bateria w aparacie, więc dużo się nie napstrykałam.

A było pięknie - jesiennie i liściasto.





W domu, w którym jest Żabka na Paderewskiego zafascynowały mnie drzwi donikąd. Normalnie jak w Asteriksie "Zechce Pan machnąć pięterko - nie ma problemu - drzwiczki już przewidziane" (cytat z głowy, proszę się nie czepiać dokładności). Już parę razy widziałam takie coś i zastanawia mnie po co to. No bo jakieś znaczenie te drzwiczki muszą mieć. Balkonu nie dobudowano czy co?



Zanim padły baterie doszliśmy do kościoła św. Jerzego. Jak nie lubię nowoczesnych kościołów tak ten nawet mi się podoba.







Kościół obfotografowany i "battery exhausted"...

Dzisiejsza trasa 0,5 km z bateriami, powrót bez

21 października

No! W końcu udało nam się obejść Dom Pomocy Społecznej po trochę krótszej trasie niż poprzednio. I to właściwie przypadkiem. Ale po kolei.

Naszą podróż zaczęliśmy od ulicy Kilińskiego. Jak zwykle moją uwagę zwróciły stare drewniane domy. Jeden jest w całkiem niezłym stanie i ma uroczą drabinę na dachu. Drugi to malownicza rudera.



Minęliśmy DPS, ale nie poszliśmy Poniatowskiego, jak poprzednio, a Rencistów a potem wąską dróżką między płotami. O taką:



Po lewej stronie mijaliśmy teren DPS-u, po prawej doszliśmy do Stadionu Miejskiego.




Na terenie DPS-u zobaczyłam niewielki cmentarzyk z drewnianymi krzyżami. Ciekawa jestem z jakiego okresu pochodzi.



Ścieżka doprowadziła nas do ulicy Dziennikarskiej, a z niej weszliśmy w krótką uliczkę, chyba bez nazwy, wyglądającą o tak:



Uliczka się szybko skończyła, ale dalej prowadziła wydeptana ścieżka prowadząca do skarpy i dalej między posesjami. Z wózkiem bym na tę skarpę na pewno nie weszła. W takich chwilach czuję jaką mi chusta daje swobodę.



Dróżka wyprowadziła nas z powrotem na Poniatowskiego. "Ujście" ścieżki do ulicy wygląda jak na poniższym zdjęciu. Idąc od tej strony nie domyśliłabym, że to przejście prowadzi gdzieś dalej niż do głębiej położonej posesji.



Dalej poszliśmy Sienkiewicza. I teraz dowód, że moją uwagę zwracają nie tylko drewniane rudery. Spodobał mi się ten nowoczesny dom




20 października

Dzisiaj padało, ogarnął nas leń i przeszliśmy się tylko po warzywka, na bazarek i z powrotem. Dawno nie byłam na bazarku, więc zamurowało mnie, gdy zobaczyłam co się z nim dzieje. Znikają stare drewniane budki takie jak te



A zamiast tego będą takie blaszaki:


Sama nie wiem co o tym myśleć, niby będzie cieplej i nie będzie padać na głowę, ale jakoś klimat bazarkowy ucieka.
Dzisiejsza jakże długa (1.84 km) trasa:

15 października

Wyglądana to, że resztki po koszarowcu stają się motywem przewodnim tego bloga. Dzisiaj jak zobaczyłam je z daleka przykryte resztką śniegu, to nie mogłam się oprzeć, żeby nie zrobić im zdjęcia. Tym razem z bliska.




Potem skorzystaliśmy ze skrótu, który wydeptali (chyba) mieszkańcy Witusia i właściciele psów. A dalszy nasz spacer był niczym u Tolkiena - "tam i z powrotem" przez Bankówkę.

Na Wojska Polskiego na odcinku, gdzie jest zakaz ruchu, przykuły moją uwagę progi zwalniające. Wyglądają tam dość absurdalnie. No bo po co progi, skoro jest zakaz ruchu? No i przede wszystkim po co progi, skoro jezdnia składa się niemal wyłącznie z dziur i pagórków?

.



13 października

 Mieliśmy się przejść obejrzeć Dom Pomocy Społecznej, bo na Wikipedii jest on wymieniony jako jeden z dwóch zabytków Zielonki. A wyszła nam sześciokilometrowa wyprawa aż do... Ale o tym później.

Aby dojść do DPS-u ruszyliśmy ulicą Skorupki.




Przy okazji, dzięki uważnej obserwacji otoczenia, odkryłam jak ta ulica nazywała się za dawnych niedobrych czasów.

 

Na samym końcu Skorupki natknęliśmy się na dwa śliczne drewniane domy stojące naprzeciwko siebie. Jeden niestety nieco zepsuty przez siding i talerze telewizji satelitarnej.



Doszliśmy do tymczasowego celu naszej podróży, ale za dużo się z zewnątrz nie udało uchwycić z tego budynku. Widać, że interesujący, widać, że neogotycki. I to wszystko.



Potem coś we mnie wstąpiło i stwierdziłam, że pójdziemy dalej i może uda nam się obejść teren DPS-u z drugiej strony. Poszliśmy jednak bardzo dziwnie.

Na początku okrążyliśmy gimnazjum i OKiS, akurat trafiając na polekcyjny "wysyp" uczniów ze szkoły. Czym prędzej oddaliliśmy się stamtąd skręcając w Słowackiego. Przeszliśmy mostem przez Długą przy okazji dowiadując się do kogo należy rzeka. Zawsze wydaje mi się dziwne, że rzeka może do kogoś należeć, nawet jeśli jest to Skarb Państwa. Ponoć Długa jest najbardziej zanieczyszczoną rzeką w powiecie. Na szczęście na tym odcinku nie było tego widać.



Po przejściu przez most Słowackiego przeszła w Ossowską. Po jakimś czasie podążania nią powitał nas taki znak



A za nim taki widok



 To powinno mi chyba dać do myślenia, czy by czasem nie zawrócić do cywilizacji, ale nie dało. W efekcie przeszliśmy całą Ossowską. Pomijając nawierzchnię, nie jest ona taka brzydka. W dalszej jej części jest trochę domów, siedzib firm i pola (nawet z dwiema krowami). Co do siedzib firm to mieści się tam jedna, która zajmuje się wywozem śmieci. Przed jej terenem widać np. śmietnice wyrzucone na śmieci, co w sumie dość śmiesznie wygląda.



Inna firma ma bardziej gustowną dekorację, chociaż pewnie też związaną z jej działalnością.



Wracając do trasy naszej wyprawy, to szliśmy sobie tą Ossowską i szliśmy, aż w końcu zobaczyliśmy to



No i nie pozostało nam nic innego niż najkrótszą drogą wrócić do domu.

12 października

W dzisiejszy dżdżysto-jesienny dzień pochodziliśmy po osiedlu wojskowym, czasem zwanym osiedlem Poligon. Jest to jedno z tych dziwacznych osiedli, gdzie znajomość numeru domu nie wystarcza do tego, aby trafić tam gdzie się chce. A to dlatego, że całe osiedle, złożone z kilkunastu bloków, ma ten sam numer. Znając numer bloku lub mieszkania już jest trochę lepiej, ale też niedużo, bo bloki nie stoją tak jakby ich numery na to wskazywały. Numery bloków pochodzą od tego, który blok kiedy został wybudowany a nie gdzie stoi.

Ze względu na kiepską pogodę niektóre zdjęcia mi zupełnie nie wyszły. Dlatego tym razem nie pokażę nieczynnej fontanny ani paru innych ciekawych elementów tego osiedla.

Jak wcześniej wspomniałam bloki na tym osiedlu powstawały w różnym czasie. Są tu ceglane bloki z głębokiego PRL-u, bloki z wielkiej płyty z lat siedemdziesiątych i bloki współczesne. Ten z ostatniego zdjęcia jeszcze nie został oddany do użytkowania. Część z tych starszych bloków jest ocieplona i odmalowana i przez to nie odróżnia się tak bardzo od tych nowych. Natomiast część jest wyremontowana tylko częściowo (tylko ściany szczytowe) lub wcale i na tych blokach widać jeszcze na przykład dziwną mozaikę jaką była pokryta wielka płyta, z której tu budowano.


Jak na blokowisko, to osiedle jest całkiem przyjemne. Między blokami jest dużo zieleni z placami zabaw dla dzieci. Jak Maleństwo nieco podrośnie, to pewnie będziemy tu często przychodzić.

 

Nie jest też tutaj tak jak na nowobudowanych osiedlach, że buduje się tylko bloki mieszkalne a o resztę infrastruktury nikt się nie martwi. Jest tutaj budynek, w którym znajdują się różne sklepy, siłownia, grota solna i pewnie jeszcze coś, co przeoczyłam.



Jeszcze kiedyś był w tym budynku bar, ale teraz pozostały po nim już tylko powybijane szyby.
 

Na obrzeżach osiedla jest też przedszkole



i garaże. Swoją drogą patrząc na te garaże człowiek zastanawia się ile odcieni zielonego może istnieć. Bo na tych drzwiach żaden się nie powtarza.

 

Jeszcze z ciekawych rzeczy jakie zauważyłam - studnia głębinowa.

 
 

Osiedle Poligon graniczy z wspominanym już tutaj wcześniej zburzonym koszarowcem. W płocie pomiędzy tymi terenami są dwie furtki. Do jednej jest doprowadzona ścieżka z kostki brukowej. Ale wszyscy używają tej drugiej.
 

Skorzystaliśmy z niej i my i w ten sposób mamy zdjęcia pokoszarowej hałdy cegieł zrobione od drugiej strony niż poprzednio.